Jak wspomniałem przy publikacji GOTY 2019 podjęliśmy się również wyciągnięcia jeszcze jednego zestawienia. Sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana, ze względu na okres, który należało brać pod uwagę, mianowicie lata 2010 – 2019. Każdy trąbi, że to nie dekada, wikipedia mówi inaczej! Ale nie o to tutaj chodzi, w popkulturze przyjęło się mówić lata 90′, 80′ itd. więc kto zabroni nam trochę pogłówkować przy topce dziesięciolecia, kiedy tak okrągła data wybiła w kalendarzu?
W porównaniu do ostatniego zestawienia, niestety nie potrafiłem ugryźć tego w jedną jakąś reprezentatywną listę. Jest kilka gier, które się powtarzają poniżej, ale też przyjęliśmy, że numerowanie swojej topki nie musi wcale odpowiadać istotnemu miejscu w niej, czyli tak naprawdę każda z cyfr napotkanych w przedstawionych topkach nie odpowiada wartościowaniu danych gier. Dziesięć pozycji na 10 lat to i tak cholernie trudne zadanie i chciałoby się wrzucić top 50 albo jeszcze lepiej. Z przedstawionych topek warto samemu wyciągnąć jakiekolwiek wnioski i zastanowić się przy tym nad swoją, zaś samemu wydaję mi się kategoryzować tekst pod walory poznawcze i potencjalne szpile, którymi warto się zainteresować, a nóż któryś przypadnie do gusty również tobie! Dobra kończę pindolić, zapraszam do poczytania. Brawa dla każdego chętnego, który podjął się tego trudnego zadania i dziękuję za pomoc i podzielenie się swoimi przemyśleniami!
#Plabo
1. Wiedźmin 3 Dziki Gon (2015) – Oj ostry był ból głowy, którą grę wybrać na top1. Wybór padł na RPG. Do tego z Polski i szczerze, polski język TAK BARDZO ROBI TĘ GRĘ. Wychodzisz z karczmy, pada, widzisz krasnoluda, który patrzy się w niebo i mówi “Ale z nieba napierdala!”. Momentalny banan na twarzy. Świetnie napisana i zagrana gra, czy to questy czy dialogi, niesamowity swojski klimat, dodatki z fabułą nawet lepszą niż w podstawce. Jednym słowem PRZYGODA. Niezapomniana. Na pewno jeszcze powrócę do Wieśka 2.
2. Bloodborne (2015) – Soulslike idealny. Szybki combat i brak tarczy robią tu robotę tak bardzo, że po zagraniu w DS3 po BB wywaliłem wszystkie tarcze i grałem tylko UltraGreatSwordem. Do tego jedyny soulslike gdzie postanowiłem przejść grę na BL4 czyli bez levelowania . Ostatecznie wszystkie bossy z podstawki ubite (najwięcej czasu spędziłem przy Marty’m oraz Romku, o dziwo Cienie szybko padły), oprócz ostatnich, bo mam ścianę w postaci Ludwiga z DLC. Pierwsza faza bezproblemowa, ale druga to już konkretny sajgon bo człowiek już jest zmęczony mentalnie tą ciągła koncentracją, a tu kompletnie nowy moveset… No i ten twist, gdzie gra jest reklamowana jako gotycki horror z wilkołakami, a tu nagle po zagraniu w połowie gry okazuje się, że jest drugie dno tego wszystkiego. Mistrzowskie zagranie Miyazakiego w erze, gdzie przed premierą po tonie zwiastunów wiemy już o każdej grze praktycznie wszystko…
3. Yakuza 0 (2017) – Zastanawiałem się jeszcze nad Kiwami 2 (Ryuji Goda ), ale ostatecznie padło na moją pierwszą Yakuzę, a jednocześnie najlepszą, która zaszczepiła mi miłość do serii jak i Kamurocho. Świetny prequel, dzięki któremu KIWAMI (Y1) smakuje o wiele lepiej (tak, w takiej kolejności trzeba grać, jak jest taka możliwość, proszę won ze Zdunizmami) no i ta sztos fabuła. Ostatnio odpaliłem sobie końcówkę na YT i ciary jak za pierwszym razem
.
4. Monster Hunter: World (2018) – Blisko 550 h bodajże. Po 250h w podstawce na PS4, kupiłem ponownie na moim gównianym lapku, po to żeby pograć z kuzynami i bratem, i ponownie dobiłem do ok 200h… Mega miodna rozgrywka i te potyczki z Monsterami Do dzisiaj gram w dodatek Iceborne, który dorównuje rozmiarowi podstawce :O.
5. Sekiro (2019) – Druga gra od FROMSOFTWARE w zestawieniu. Gra otarła się o ideał. W soulsach na pierwszych NG+ jest bardzo łatwo bo postać wylvlowana, wykokszona i wszystko schodzi na kilka strzałów. W Sekiro również jest łatwo. Ale nie przez to, że więcej dmg zadajesz. Po prostu tak już ogarniasz mechanikę walki, że wszystko kładziesz za pierwszym podejściem. FENOMEN. Jedyne czego jej brakuje to DLC na wzór Bloodborne. 3 opcjonalne lokacje z czego 2 są takie same to mało.
6. Mass Effect 3 (2012) – Tutaj bardziej dla trylogii. Epicka przygoda (do czasu perfekcyjnie zjebanego zakończenia…kto to kurwa wymyślił?!), świetne postacie, mnóstwo zapadających w pamięć momentów. Jedyna gra obok KotOR’a, w której polubiłem blaszaka: Legion.
7. Batman Arkham City (2011) – Nie mogło zabraknąć przedstawiciela trylogii Arkham. Kto by się spodziewał, że gra z superbohaterem tak siądzie. Perfekcyjne, mega miodne pozycje.
8. Nioh (2017) – Platyna + wszystkie osiągnięcia z DLC + przejście gry na najwyższym poziomie trudności Way of the Nioh. Niesamowite skrzyżowanie Dark Souls (sam pomysł na grę)/Ninja Gaiden(złożoność walki)/Diablo(loot oraz buildy). Szybka rozgrywka, ciosy specjalne, mnogość BUILDÓW (jak Dragon Ninja build, w którym gramy…Hayabusą, czy BOOM tonfa build <3), ciekawy klimat mitologii japońskiej. Gra miała pod górkę w procesie produkcji, twórcy też nie mieli wielkiego budżetu i to widać niekiedy w projekcie poziomów czy różnorodności przeciwników (poprawione to zostało w sumie w DLCkach), ale w ogóle to nie przeszkadza, bo rozgrywka jest MEGA miodna. Can’t wait for NIOH 2
9. God of War (2018) – totalne zaskoczenie, 3rd person view z walką prawie jak w starych God of Warach, do tego świetny nordycki klimat. Wiecie, że w tej części nie skopaliśmy tyłka żadnemu ważnemu bogowi, a gra i tak była oceniana 10/10. Aż boję się myśleć co twórcy zaprezentują w kontynuacji .
10. Assassin’s Creed Origins (2017) – miało nie być Assasyna, ale cóż poradzę, że ten tak bardzo mi siadł z klimatem starożytnego Egiptu, uderzyli w mój słaby punkt. Piaski, piramidy, świątynie, sfinksy, anubisy, skarabeusze. Do tego pierwszy “nowy” assassyn z walką na wzór tej z soulsów. Dodam, że od Odyseji się odbiłem po nastu godzinach.
#Jana84
1. Mario Kart 8 Deluxe – Nie jestem z tą serią od początku i dopiero na Gamecubie na własnej skórze przekonałem się w czym tkwi fenomen tego zjawiska i z braciakiem młóciliśmy jak szaleni, gra była idealna i moim zdaniem kontynuacja na Wii nie do końca sprostała oczekiwaniom. Jako że odpuściłem zakup WiiU musiałem na kolejną część poczekać troszkę dłużej, ale było warto bo Switch dostał dopakowaną wersję z wszystkimi dlc. Na początek zrobiłem sobie wszystkie trasy na 50 cc, 100cc, 150cc, później postanowiłem zobaczyć jak się gra z innymi ludźmi i jako że nie jestem zwolennikiem grania przez sieć to jednak się skusiłem. Oczywiście moje umiejętności zostały zweryfikowane i lekko nie było, ale dzięki temu poznałem wiele skrótów i to że można sobie zostawić żółwia na tyłach jako tarczę. Później wróciłem do singla i zrobiłem wszystkie 200cc i lustrzane odbicia po czym postanowiłem odstawić tą uzależniającą grę, a licznik wskazywał ponad 60 godzin. Chciałem pograć w coś innego i tylko dlatego przerwałem sesję w MK8, taka właśnie jest ta gra, jak zassie to nie ma zmiłuj się bo to produkt niemal idealny, który nigdy się nie nudzi.
2. Sonic Mania Plus – Wreszcie nastał ten dzień i po wielu latach fani doczekali się bezpośredniej kontynuacji Soników z smd ( hedgehog 4 episode 1 i 2 nie wliczam bo to trochę inne gry). Za grę odpowiada kilka fanowskich grup, które wspólnie przy namaszczeniu Segi wypluły tego masakratora i co by nie gadać czuć miłość i pasję w tym produkcie i to mi się właśnie w tej grze podoba. Levele i muzyka to głównie remiksy najlepszych przygód z jeżem, oczywiście układ poziomów mocno się zmienił i są bardziej zakręcone oraz dłuższe od oryginalnych. Są też dwie całkiem nowe postacie oraz nowy tryb gry, który działa na troszkę innych zasadach (zbieramy postacie, dwie na ekranie, reszta w zapasie i jak umieramy wszystkimi to mamy ostateczny game over), ale również przynosi dużo frajdy. Klimat i stara szkoła i kto nie ograł Soników na smd tego omijają wszystkie smaczki.
3. Super Mario Galaxy 2 – Już pierwsza część pokazała, że Nintendo ma wiele świeżych pomysłów, ale to co oferuję dwójka przechodzi ludzkie pojęcie, świetnie zaprojektowane levele, niezliczona ilość miodu i ciekawość co będzie dalej, taki właśnie jest ten Marian.
4. Super Mario Odyssey – Kolejny Marian i kolejna tona świeżych pomysłów, w tej części motywem przewodnim jest czapka i ogrom możliwości jakie ona daje, na przykład kogoś zastanowiło jakby to było pograć rybą z świata smb to teraz może się przekonać, bo dzięki czapce możemy wcielać się w różne postacie. Brzmi prosto i jest proste, ale ile przy tym zabawy, reszta to stary dobry Mario, który jak zwykle wciąga jak bagno. Brawa dla N, że ciągle szuka nowych pomysłów i przez tyle lat utrzymuje Mariana w najwyższej formie.
5. Shadow of the Colossus – Z Ico i Kolosami jestem od samego początku i od tamtej pory zaliczyłem obie produkcje po kilka razy na ps2 i ps3, na samą wieść o rimejku tego drugiego podskoczyłem z radości choć były pewne obawy. Cień Kolosów to całkiem inny rimejk niż niedawno wydany RE2 i mamy tu do czynienia z przeniesieniem gry 1 do 1, czyli krótko mówiąc nowa wersja oprócz nowego wyglądu niczym się nie różni od oryginału i nawet kamera potrafi tak samo zirytować jak na ps2 . Mimo pewnych niedoskonałości uwielbiam zapuszczać się w ten magiczny świat, nowa grafika nadała znanym lokacjom nowego wyrazu i często złapałem się na tym, że traciłem czas na podziwiane widoków zamiast galopowania bezpośrednio w kierunku kolosów. Jedna z tych gier które albo się pokocha na całe życie, albo oleje ciepłym moczem, ja zaliczam się do tych pierwszych i mnie rimejk kupił tak samo jak oryginał.
6. God of War 3 – Po rewelacyjnej jedynce i jeszcze lepszej dwójce przyszedł czas na next genową trójkę, która w pewnym sensie jest zwieńczeniem zmagań Kratosa. Pod kątem samych slasherów może nie jest to górna półka, ale brutalność, efektywność, qte i ogólnie świetnie przedstawiona mitologia Grecka to wspaniała sprawa, a w tej części Kratos rozprawia się z większością śmietanki z Olimpu i robi to w pięknym stylu.
7. Wiedźmin 3 – Ta gra to u mnie pewien rodzaju ewenement i wyjątek od reguły jaką się kieruję, bo zazwyczaj omijam gierki z typowo pecetowym rodowodem i nie grałem w poprzednie części, a uniwersum znałem raczej powierzchownie. Dlatego mimo, że cały świat oszalał na punkcie tej gry to ja byłem ostrożny i nie kupując swojej kopii wolałem pożyczyć od znajomego, ostatecznie obawy zostały rozwiane. Wiesiek 3 to dla mnie wspaniała przygoda z świetną muzyką, słowiańskim klimatem i zadaniami pobocznymi, które wciągają tak samo mocno jak główna oś fabularna. Także gierka chwyciła i to konkretnie, bo spędziłem z nią ponad 100h z czego 20 to spokojnie zeszło na samym gwincie, później kupiłem edycje goty żeby ograć dlc i spotkał mnie mały zawód, bo zapisy nie były kompatybilne, ale po chwili ryku ruszyłem z przygodą od początku i zaliczyłem jeszcze raz tym razem z dodatkami.
8. Hotline Miami – Najpierw myślałem. że to jakaś popierdółka. Jednak jak załapałem o co chodzi to nie mogłem się oderwać od konsoli, bo gra uzależnia jak narkotyk. W grze giniemy od jednej kuli i rozgrywka opiera się na powtarzaniu w kółko tych samych sekwencji i uczeniu się leveli na pamięć, brzmi hardcorowo i trochę tak jest, ale po jakimś czasie łapiemy o co chodzi i zaczynamy siać rozpierduchę. Klimat lat 80 i muzyka to małe mistrzostwo świata i idealnie komponuje się z gameplayem. Do tego nieskończona ilość miodu tak mnie porobiła, że początkowo kupiłem Hotline Miami w cyfrze na ps3, póżniej cyfrę na ps4 by jeszcze później zamówić od chińczyków wersję pudełkową na ps4.
9. Ori and the Blind Forest – Gierka od dawna mnie intrygowała jednak jako, że nie miałem xone mogłem o niej tylko pomarzyć. W końcu nastał ten dzień i konsola ms trafiła pod moje strzechy. Ori to żaden tam odkrywczy gameplay, bo mamy do czynienia z ostatnio bardzo modną Metroidvanią z sporą ilością elementów platformowych jednak cała historyjka, klimat tętniącego życiem lasu robi tutaj robotę i na pewno jest to gra, do której będę wracał przez następne lata.
10. Split/Second Velocity – Od zawsze lubię dobre wyścigi Arcade, a w czasach PS2 byłem wielkim fanem serii Burnout, jednak ostatnia część zatytułowana Paradise kompletnie mi nie podeszła i odbiłem się niczym od ściany. Wtedy zupełnie z zaskoczenia wleciał szpil, który wypełnił tę lukę. Split/Second nie jest do końca tym samym co Burnout, bo twórcy dali nam możliwość uruchamiania (po nabiciu specjalnego paska) przeróżnych przeszkadzajek, które znajdują się na trasie, może to być helikopter zrzucający bombę, dźwig z kulą do rozbierania budynków, można wysadzać okoliczne budynki lub stacje benzynowe itp. Wszystko to ma wpływ na wyścig i realnie wpływa na wygląd trasy i czasem można zrobić taką borutę, że po następnym okrążeniu możemy nie poznać trasy. Polecam z całego serca na ps3/x360 lub xone bo gierka działa w wstecznej.
I to by było na tyle jeśli chodzi o top 10 dekady i przyznaję, że to było bardzo ciężkie zadanie. Nie załapały się, a zasługują na wyróżnienie takie gry jak: Messenger, Hard Corps Uprising, Dead Space 2, Motorstorm Pacific Rift, Wipeout hd/fury, Brothers, NHL 3 on 3, Sonic and Sega All Star Racing Transformed i kilka innych.
#Pchan
1. The Legend od Zelda: Breath of The Wild – tu król mógł być tylko jeden, i mój wybór padł na ostatnie przygody Linka. Tym bardziej, że nie jest to dla mnie tylko tytuł dekady, ale również najlepsza gra w jaką miałem okazję zagrać w swoim nie tak krótkim życiu gracza. Wierzcie lub nie, dla mnie osobiście nie ma lepszej gry w jaką zagrałem, i pewnie przez bardzo długi czas będzie ciężko przebić to, co udało dokonać się Nintendo. Panowie z Big N w końcu nie tylko odświeżyli skostniałą formułę serii, ale również pokazali że w temacie sandbox’ów można jeszcze pokazać coś nowego i zaskakującego. Ogrom możliwości jakie daje “Oddech Dziczy” w połączeniu z ogromną wolnością po prostu powala. Chcesz się wdrapać na ośnieżony szczyt, który widzisz na horyzoncie? – proszę bardzo. Chcesz ściąć drzewo i po nim przejść na drugą stronę rozpadliny? – nie ma problemu. A może marzy Ci się ciśnięcie w przeciwnika czymś metalowym, by błyskawica z nieba zrobiła całą resztę? -jest taka możliwość.
2. Xenoblade Chronicles 2 – dla mnie najlepszy jrpg ostatnich lat, któremu poświęciłem ponad 500 godzin, i to tylko przy pierwszym przejściu (a przecież czeka na mnie jeszcze choćby new game+XD), sprawdzając każdy możliwy zakamarek starając się odkryć wszystko, co tylko było możliwe. Gra która moim skromnym zdaniem przebiła swojego wielkiego poprzednika. Z rewelacyjnym, i bardzo przemyślanym systemem walki, dającym ogromne możliwości kombinowania i podchodzenia do danego przeciwnika. Sprawiając tym samym ogromną frajdę z klepania moobków i obmyślania na nich co rusz nowych strategii. To wszystko w połączeniu ze świetną fabułą (w tym genialną końcówką, po której przez długi czas nie potrafiłem się pozbierać), przepiękną muzyką oraz lokacjami które zapadają w pamięć. Stworzyło istną mieszankę wybuchową, którą zapamiętam na lata, i pewnie nie raz sprawi, że wrócę do tego tworu od mistrzów z Monolith Soft.
3. Nier Automata – gdyby nie dwie pierwsze pozycje na tej liście, to grą dekady zostałby dla mnie ostatni twór Yoko Taro, który przecież też sporo namieszał w swoim czasie. Nie tylko dzięki mistrzowskiej fabule, która wywraca wszystko do góry nogami, ale również dzięki muzyce budującej niepowtarzalny klimat ostatniego Niera, który potrafi momentami przytłoczyć swoim ciężarem. Wyrazy uznania należą się również platynowym za kawał dobrej roboty, jaką wykonali od strony gameplayowej, gdzie można było poczuć ich rękę. Automata to również kolejny tytuł przeczący temu jakby Japonia się skończyła:)…
4. Dragon’s Crown – mam słabość do gier Vanillaware, więc w moim top dekady nie mogło zabraknąć również jednej z ich gier. Wybór był trudny, ale ostatecznie padło na “Smoczą Koronę” przy której spędziłem masę czasu na PS3, samotnie, jak i ze zgraną ekipą przy jednej konsoli. Przemierzając swoją Czarodziejką różnej maści lokacje, byle tylko znaleźć jak najlepsze skarby i ubić jak najwięcej zastępów przeciwników. Zachwycając się przepięknie wykonaną grafiką 2D z czego znana jest ta ekipa. Dla mnie istna perełka, której odświeżoną edycję zakupiłem również na PS4 XD.
5. Radiant Historia – uwielbiam takie niepozorne gry, które wychodzą znienacka i może nie zdobywają tłumów, ale za to potrafią miło zaskoczyć. I właśnie jednym z takich tytułów jest przygotowana przez Atlusa w kooperacji z Headlock – Radiant Historia. Gdzie niby mamy oklepany temat z ratowaniem świata i podróżami w czasie, ale od czasu takiego Chrono Triggera nie podano tego w tak przemyślany i rewelacyjny sposób. Gdzie mamy wpływ na kształtowanie się świata, i naprawdę to odczuwamy. Do tego fabuła, jak i bardzo fajny system walki, również robią robotę. Jedna z najlepszych gier na NDS/3DS’a.
6. Super Mario Odyssey – gry z Marianem w roli głównej od zawsze stoją na wysokim poziomie, i nie inaczej jest również z przygodami hydraulika, jakie ukazały się na najnowszą konsolę Nintendo. A gry z maskotką firmy z Kioto, mimo ponad 30 lat na karku, nadal mogą zachwycać ciekawymi pomysłami, które u każdego wywołają uśmiech na twarzy. Mamy tu czystą esencję platformówki w najlepszej postaci oferującej nam masę skakania i “znajdziek”, które nie jednemu spędzą sen z powiek. Dla mnie mimo niższego poziomu trudności, rewelacyjny tytuł, i prawdziwa perełka w swoim gatunku.
7. Fire Emblem:Awakening – gra która uratowała całą serię i jedna z najlepszych odsłon cyklu. Dla mnie osobiście idealny taktyczny rpg do którego wprowadzono kilka istotnych zmian urozmaicających rozgrywkę. Jak choćby posiadanie potomstwa, gdzie możemy przypisać najlepsze cechy rodziców do potomstwa, i stworzyć prawdziwe “kombajny” do koszenia przeciwników, czy też choćby to, że jednostki podczas bitew mogły się wspierać. Co z automatu dało nowe możliwości strategicznego myślenia. Niebagatelnym rozwiązaniem było również wprowadzenie trybu dla “nowych w temacie”, gdzie można było zrezygnować z permadeath i cieszyć się fabułą, która nawiązywała do poprzednich odsłon serii, ale ich znajomość nie była konieczna by cieszyć się grą.
8. Bayonetta 2 – Wii U to jedna z tych konsol, która miała potencjał, ale niestety nie zrobiła furory na rynku. Nie oznacza to jednak, że nie dorobiła się gier wartych uwagi. Druga Bayo jest właśnie jednym z takich tytułów, wobec którego nie można przejść obojętnie. Platinum Games przeszło samych siebie, nie tylko czyniąc “dwójkę” jeszcze lepszą, podkręcając jeszcze bardziej tempo prowadzonych starć, ale również wciskając jeszcze więcej absurdów, które pasują tu idealnie. Choć tym samym sprawia to, że wielu odbije się od tej perełki.
9. Dragon Quest XI – kolejny w moim zestawieniu rpg, nic jednak na to nie poradzę, rpg to jeden z moich ulubionych gatunków gier. I nie wymienienie tu ostatniej odsłony smoczej serii byłoby niedopatrzeniem. Szczególnie, że mamy tu naprawdę do czynienia że świetnym jrpgiem, który być może nie stara się zrewolucjonizować gatunku, lecz też nie porzuca swoich korzeni. Co oczywiście sprawia, że nie każdemu się spodoba. Jednak Ci co dadzą tej grze szansę zostaną wynagrodzeni naprawdę udaną przygodą, spędzając przy niej ponad 100 godzin. Jest to też jeden z tych tytułów, który pokazuje że system turowy wcale się nie zestarzał, i nadal może się świetnie sprawdzać, tylko trzeba dać mu szansę.
10. Wiedżmin 3: Dziki Gon – o przygodach Geralta napisano już wszystko co było do napisania. Nie da się ukryć, że jest to jedna z tych gier, która namieszała na rynku i do dziś cieszy się ogromną popularnością. Co nie powinno dziwić, Polacy z CD Project Red wykonali kawał dobrej roboty. Mamy tu niesamowicie przedstawiony świat, który wciąga od samego początku. Z masą zadań do wykonania i wieloma wyborami moralnymi. Ba, znalazło się tu nawet kilka akcentów, które tylko my Polacy zrozumiemy. Tytuł warty zagrania.
#Gomlin
1. Legend of Zelda: Breath of the Wild – Wydaję mi się, że w żadnej grze sprzed dekady nie dostaliśmy tak dużej dowolności gry. Chociaż jest to wyzwanie tylko dla hardcore’owców to nic nie stoi na przeszkodzie, by od pierwszych minut lecieć skopać dupsko głównemu bossowi. Do każdego miejsca, które widzimy możemy się w taki czy inny sposób dostać. Zeldzie należy się pierwsze miejsce za otwartość świata.
2. Wiedźmin 3 – Chociaż ten RPG nie wyróżnia się super złożonym systemem walki czy rozwoju postaci, to fabuła jest tutaj najsilniejszym elementem. Tak jak w Zeldzie otwartość świata, tak tu mamy otwartość nieliniowego poznawania fabuły. Tony zadań pobocznych, które wyróżniają się na tle innych gier, gdzie wszystko zmierza do sztywnego: przynieś, zanieś, pozamiataj. Świetnie napisane postacie, nawet te poboczne sprawiają, że chcemy wysłuchać każdego napotkanego NPC’a. Do tego ciężkie wybory moralne sprawiają, że wracamy by poznać każdą możliwą ścieżkę.
3. Alice Madness Returns – Pierwsza część Alicji wciągnęła mnie bez reszty swoim gęstym i ponurym klimatem oraz niecodziennym podejściem do ciężkiej depresji. Kontynuacja ma dla mnie coś co sprawia, że również uważam grę za jedną z lepszych na rynku jakie wyszyły w ciągu ostatnich 10 lat. Być może dlatego, że gier o takiej tematyce jest mało i jest to pewna nisza gatunkowa. Z jednej strony bardzo dobry platformer, tym razem z pełnym psychozy światem fantasy, a z drugiej kontynuacja bolesnej podróży w głąb zagubionej psychiki.
4. Ori and the Blind Forest – Można powiedzieć, że to swego rodzaju Indyk klasy AAA. To prawdziwe dzieło sztuki do którego co jakiś czas wracam. Tutaj wszystko ze sobą harmonijnie współgra: piękna artystyczna grafika, relaksacyjna muzyka, klimat wręcz wylewa się z ekranu. Gra jest trudna i wymagająca ale jednocześnie tak rozluźniająca, że można zapomnieć o wszelkiej frustracji z powodu porażek. Nie raz i nie dwa gasiłem wieczorem światło w pokoju, załączałem tytuł i nawet nie grałem. Odpaliłem go tylko po to, by się odprężyć.
5. Bayonetta 2 – Gry pokroju DMC to slashery pełną gębą. Jaką jednak przewagę ma Bayonetta nad DMC? Cóż, zgrabna i sexowna diablica ze spluwą to mało? Dodajmy do tego niecodzienny design zarówno potworów, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć, nieziemskie combosy, które po odpowiednim opanowaniu tworzą piękne widowisko, a otrzymujemy najlepszego slashera dekady.
6. Forza Horizon – To pierwsze w mojej karierze gracza wyścigi samochodowe z tak dużą swobodą jazdy. Cały świat gry to jedna wielka trasa, którą sami odkrywamy w dowolny sposób. W międzyczasie możemy pobijać prędkości, zdobywać i pobijać rekordy punktowe, brać udział w licznych wyzwaniach pobocznych. Całość okraszona jest najlepszym i chyba najbardziej widowiskowym festiwalem Horizon spośród wszystkich kolejnych części gry jakie wyszły. Świetny ost w postaci stacji radiowych. Lekki arcade’owy system jazdy bardzo wpasował się w moje gusta – pierwszy horizon to zdecydowanie najlepsze wyścigi w jakie grałem.
7. Super Smash Bross Ultimate – Ostatni Smash w jakiego grałem to była pierwsza odsłona na N64. Jednak z tego co wiem, to kolejne odsłony były po prostu ulepszeniem. Nie inaczej jest z wersją Ultimate i jak sama nazwa wskazuje, jest to największy i najbardziej dopakowany smash jaki wyszedł. Mnogość postaci, aren jest naprawdę imponująca. Do tego stary, świetny system walki, idealny do kanapowego klepania ryjca kumplowi obok (lub przez sieć). Nieustannie daje masę frajdy i jest to jedna z najlepszych party-bitek w jakie przyszło mi kiedykolwiek zagrać
8. The Last Guardian – Świetnie wykonany sequel, czy może bardziej duchowy spadkobierca jednej z najlepszych gier na PS2. Niezwykle wzruszająca więź między małym chłopcem, a wydawałoby się groźną i przerażającą bestią. Świetny system współpracy i wzajemnego wsparcia między dwójką wspomnianych bohaterów. Piękna oprawa graficzna i OST, a do tego zachowany minimalizm interfejsu by móc się całkowicie skupić na rozgrywce.
9. Mortal Kombat (2011) – MK to legendarna mordoklepka, która dzięki fatalitom na stałe wpisała się w kanon bijatyk na growym poletku. Z biegiem lat kolejne części upadały, aż marka totalnie się stoczyła. W 2011 postawiono na całkowity reboot serii i było to najlepsze posunięcie jakie mogło spotkać MK. Nowa, odświeżona grafika zachowana w klasycznym stylu, a do tego świetnie wykonane ciosy X-Ray wprowadziły powiew świeżości czyniąc z niej jedną z najlepiej prezentujących się dla mnie bitek.
10. Diablo 3 – Chociaż fabuła to szybki zlepek pomysłów jakby to pociągnąć dalej, chociaż oprawa graficzna jest cukierkowa, to trzeba przyznać, że D3 to bdb hack’ n slash. Przy trzeciej części, wraz z dodatkami spędziłem grubo ponad 300h i są to godziny świetnej zabawy. Siekanie setki tysięcy diabelskich pomiotów, tworzenie nowych buildów i próbowanie po trochę każdej z dostępnych klas dawało i nadal daje ogromną przyjemność, chociaż ostatnio serwery (przynajmniej na NS) wieją pustką…
#Czarny Ivo
1. Dark Souls – to jest jedyna gra, której miejsce na tej liście było dla mnie oczywiste bez zastanawiania. Najlepsze co się przytrafiło grom w ostatniej dekadzie. Powrót do ciężkich czasów. Żadnego wspomagania, żadnych checkpointów co minutę, trybów easy, prowadzenia za rączkę, znaczników na mapie, a nawet sam brak mapy. Do tego mroczny, gęsty klimat, fajny rozwój postaci, system walki, bossowie i szczątkowa historia, którą albo pomijamy albo pozwalamy żeby kiełkowała w naszych umysłach po swojemu, zależnie od naszej wyobraźni i interpretacji. Każda przebyta kraina to pot, krew i łzy i poczucie satysfakcji. W ogóle jaka inna gra może się poszczycić tym, że zapoczątkowała cały nowy styl rozgrywki – tak chętnie naśladowany do dziś “soulslike”. Prawdziwa perła.
2. Doom – zacznijmy od tego, że dla mnie pierwszą grą zwiastującą odrodzenie dobrych FPSów to Wolfenstein: New Order, ale to co zrobił nowy Doom to poezja. Prawdziwy oldschool w pięknych szatach nowej generacji. Giwery, tabuny demonów, dynamiczna, ostra akcja, ostentacyjne zepchnięcie fabuły na bok na rzecz świetnej rozgrywki. Do tego świetna muzyka i taniec śmierci! Coś przepięknego.
3. The Legend of Zelda: Link Between Worlds – żadne tam “dzikie wyziewy” tylko stara dobra Zelda 2D z widokiem z góry. Takie są najlepsze! Nastawienie na ukochane przez wszystkich lochy, a do tego dowolność w doborze przedmiotów i dowolność w eksploracji. Do tego wszystkiego stylizowane na odsłonę SNES’ową przywodzącą dobre wspomnienia z klasyką serii. Dla mnie mistrzostwo, bo w bardzo ładnym opakowaniu dostałem wszystko za co uwielbiam tę serię.
4. The Last of Us – trochę już o tej grze zapomniałem, bo grałem w nią tak dawno, ale kurde wywarła na mnie naprawdę wielkie wrażenie. Ewidentnie najładniejsza gra 7. generacji, brutalna przygoda na długie godziny, naprawdę świetna historia, która potrafiła poruszyć i naprawdę krwista, niecackająca się z nami rozgrywka. Bardzo dobry survival z craftingiem, który później znalazł swoich naśladowców.
5. God of War 3 – bardzo dobre zakończenie i zwieńczenie przygód Kratosa, mimo że wolę dwójkę z generacji wcześniej to wciąż było tu wszystko za co uwielbiam serię – przede wszystkim za brutalnego, wkurzonego Greka, dla którego nic się nie liczy poza obranym celem – wszystkich utłuc. Świetny system walki, porządna dawka brutalności, trochę golizny i epiccy bossowie. Podobno formuła się przejadła i teraz jest moda na melodramat, ale ja bym chętnie jeszcze do tego wrócił.
6. Rayman Legends – szkoda, że nie wyszła z tego chociaż trylogia, ale fajnie że Francuzi oprócz trzaskania kolejnych panów w kapturze znaleźli w sobie trochę geniuszu i serca dziecka i stworzyli coś tak zajebistego. Fantastycznie zaprojektowane poziomy w tym prym wiodą przekozackie plansze muzyczne. Można grać samemu, a można też we czwórkę przy jednej konsoli trzaskając się po ryjach. Do tego bardzo fajny system wyzwań, w którym chętnie partycypowałem aż do upragnionej platynki. MIÓD!
7. The Messenger – piękna rozpikselowana niespodzianka z tego roku. Wydaję mi się, że to Shovel Knight spopularyzował pixelartowe platformery, ale Posłaniec dla mnie wrzucił to na wyższy poziom. Zajebiste i trudne wyzwania platformowe, jajcarska fabuła, fajne znajdźki i ogółem mega całokształt. Można dużo narzekać na 8. generację, ale mamy teraz rozkwit takich perełek. Świetna gierka.
8. Mass Effect 3 – ogólnie chylę czoła przed całą trylogią, ale jak już miałem wybrać jedną część to utkwiło mi w pamięci, że w tej się najwięcej razy wzruszałem. Bardzo fajny RPG, mój pierwszy w kosmosie i nie miałem pojęcia, że to może tak dobrze wyjść. Romans zaliczony, świat uratowany. Bardzo dobrze spędzone dziesiątki godzin.
9. Dead Space 2 – tu również wielki ukłon dla całej serii, która rozruszała trochę gatunek survival horrów. Niby w tej jest więcej strzelania, ale jak zobaczyłem sobie gameplay jedynki na YT dla odświeżenia pamięci to w jedynce też było go sporo, a dwójka lepsza bo lepiej dopracowana. Świetny klimat, zajebiste poczwary niczym z The Thing, bardzo pomysłowe bronie tym bardziej, że większość z nich to wcale nie bronie tylko zaimprowizowane narzędzia pracy. Do tego genialny patent na HUD, który nie zaśmieca ekranu. Jeśli nie czwarta część to nawet niech zrobią remake jedynki na 9. generację ;-).
10. Batman: Arkham City – Asylum było moją pierwszą grą na PS3 i pierwszym zachwytem nad tak dobrze zrealizowaną grą o superbohaterze, do tego moim ulubionym. Jednak City jest grą lepiej zrealizowaną i dzieje się w mieście, więc gacek tam mógł rozwinąć skrzydła. Idealne oddanie klimatu postaci i świetna rozgrywka, której elementy również były podkradane przez inne studia i weszły już na dobre do użytku (tryb detektywistyczny). Wielkie BRAWA!!
#Adam11
10. Overwatch. Przy dziesiątym miejscu miałem najgorzej, ponieważ znalazło się tutaj najwięcej konkurentów. New Vegas, Skyrim, Sekiro, Portal 2, Shadow of the Colossus. Postawiłem jednak na coś, czego bym się po sobie nie spodziewał. Nigdy nie byłem fanem gier pokroju: Quake, Unreal, Counter Strike. Nie przepadam za strzelaninami online. Nawet nie lubię za bardzo blizzarda, a jednak wsiąkłem. Wykonanie niczym z pixara, niesamowity, zróżnicowany gameplay, lista świetnie wykreowanych postaci i ponad dwa lata wybornej rozrywki, sprawiły, że nie mogę pominąć tego tytułu na liście gier dekady.
9. Super Mario Odyssey. Kolejny raz Nintendo udowadnia, że nie ma sobie równych w tworzeniu platformerów. Kwintesencja zręcznościówki. Fajne nowe patenty. Hydraulik opanowuje duszę niczym szatan, a powrót do 8 bitów uradował moje serduszko. Piękne plansze które cieszą oko, mnóstwo księżyców i w końcu Marian zmienia gacie. Biegać, skakać, latać, pływać.
8. Cuphead. Oldschool z jedną z najbardziej oryginalnych szat graficznych jakie widziałem w życiu. Piękna, trudna i bardzo grywalna. Animacja tutaj to już sztuka. Co się tam wyprawia na ekranie przy starciach z bossami to Matko Boska.
7. Wiedźmin 3. Słowiański świat z naszym narodowym bohaterem. Klimat brutalnego fantasy, gdzie nic nie jest czarno białe. Zanurzenie się w tej krainie pełnej sk*rwysynów, to dość sympatyczne doświadczenie i jeszcze ten zróżnicowany bestiariusz i questy, palce lizać.
6. Super Mario Galaxy 2. Kontynuacja najlepszego platformera wszechczasów i jest tak samo dobrze jak wcześniej. Świetny pomysł z grawitacją, zróżnicowanie poziomów i ich pomysłowość nie zna granic, fajne umiejętności i czysty fun z popierdzielania po galaktyce. Wspaniała przygoda.
5. Mario Kart 8 Deluxe. Nie cierpię wyścigów, z jednym wyjątkiem:) Z drugą połówką zasiadamy do tego jak do party game i Mario Kart sprawdza się tutaj wybornie. Zagrywaliśmy się w każdą część, ale to właśnie tę uznajemy za najlepszą. Ideał. Chyba nic tu nie mogło zagrać lepiej. Ilość postaci z uniwersum Mario, mnóstwo pomysłowych tras i przede wszystkim litry miodu.
4. Dark Souls. Było to moje pierwsze doświadczenie z tą serią i od razu mną pozamiatało. Niesamowita atmosfera mrocznej baśni. Żadnego prowadzenia za rączkę, surowy świat z własnymi zasadami. Zabiłem Npca? Nie szkodzi, wczytam save’a…ale jak to już go nie ma? Dostałeś klątwę, która ogranicza twoją energię do połowy? Nie ważne czy zginiesz, czy wyłączysz grę, ona będzie trwać dopóki nie znajdziesz lekarstwa. Kultowi już Bossowie ochoczo wycierający mną podłogę? Tak, poproszę.
3. Dragon Ball FighterZ. Mocna niespodzianka w tym zestawieniu. Nie sądziłem, że jeszcze będzie mi dane ograć bijatykę, którą mógłbym postawić obok swoich faworytów w tej dziedzinie. Ostatni Street Fighter którego szanowałem to trzecia część. Guilty Gear piękny, ale za systemem nie przepadam. DB FighterZ łączy i świetny system walki i estetykę Arc System Works. Znowu czułem przyjemność trenowania w mordoklepce i choć fanem dragon balla już z 15 lat nie jestem, to przy tej grze ponownie wrócił klimat. Obok SoulCalibura, Street Fightera Alpha 3 i Street Fightera 3rd Strike jest to obecnie moja ulubiona bijatyka.
2. The Legend of Zelda Breath of the Wild. Dotąd nie zdarzało mi się kupić konsoli w tym samym miesiącu w którym wyszła. Jednak cwane Nintendo wpadło na pomysł, o czym jeszcze żaden z producentów gier nie pomyślał. Postanowiło wydać system sellera na premierę konsoli! Genialne. Kupiłem, zagrałem i mnie nie było. W każdym momencie myślałem tylko o tym by się zatracić w tym świecie, czułem się jak gówniarz który właśnie dostał wymarzoną zabawkę. Nie wiem kiedy wleciało 250h… I potem znowu 100h na Master Mode. Ten ogromny świat tętni życiem, wszędzie na każdym kroku jest co robić, a wszystko tak z głową przemyślane, że nie ma mowy o nudzie i monotonii. Fizyka w tej grze to mistrzostwo, a umieszczenie tejże fizyki by rozwiązywać zagadki i różne problemy, to strzał w 10.
1. Bloodborne. Ideał. Najlepsza gra generacji i tytuł który zajmuje u mnie drugie miejsce na liście gier wszech czasów. Przez Bb zacząłem czytać Lovecrafta. Przeszedłem ją 9 razy pod rząd i w ogóle się nie nudziłem. Chory świat z potworami z najgorszych koszmarów. Wspaniały system walki z najlepszymi broniami jakie widziałem w grach, a każda oryginalna z podwójnym zastosowaniem. Przepiękny design lokacji, który jest jednocześnie zróżnicowany i spójny, co bardzo sobie cenię. Ta gra wie czym chce być i robi to idealnie. Muzyka, historia i KLIMAT!!! Krew w tytule nie jest przypadkowa.
#Flaku
10. DIABLO 3 – lepiej, gorzej jeden hui. Zajebistości dwójki nie osiągnęła trzecia cześć diabołów. Bądź co bądź mam to w dupie. Grało się dobrze. Nie sposób pominąć takiego tytułu.
9. TES V SKYRIM – setki godzin w zajebistym świecie fantasy, który nie jest jrpg? Ależ oczykurwawiście. Mniej niedojebany i cukierkowy niż Oblivion. W to trzeba zagrać.
8. PORTAL 2 (zaraza nie cierpię portali) No wy Osrane kutafony z Valve. Nie chciało się zrobić kontynuacji przygód doktora Freemana. A zrobiliście popierdółkę. Popierdółkę która wyjebała mnie z butów. Cześć pierwsza była „lekko ograniczona”, dwójka zaś to małe mistrzostwo świata. Powiew świeżości w tym smutnym jak pizda gatunku. Im większa wyobraźnia tym lepsza zabawa.
7. BIOSHOCK INFINITE – wcielenie się w Bookera DeWitta to jedno z ciekawszych doświadczeń dekady. Wizyta w Columbii, latającym „mieście” zapiera dech w piersi. Przepiękna sceneria. Miejsce w którym niby proste zadanie okazuje się być troszkę bardziej skomplikowane. Już początek daje nam do zrozumienia ze nic tu kurwa nie jest normalne. Otóż fabuła tej pierwszoosobowej gry akcji jest mocna niczym łacki bimber. Zakończenie zaskakuje. Robią we łbie lekki rozpierdol.
6. NIER GESTALT – Konkurencja dla DMC? Aaa nic bardziej mylnego. Sam system walk niesamowicie prosty. Szkoda się nawet rozpisywać. Jak się okazuje to nie walka ani tez lekko mówić nudny gameplay jest motorem napędowym NierA. Jest nim historia. Grze dałem szansę dopiero za trzecim podejściem. Początkowo gra nie wydawała się atrakcyjna. Ale porwała mnie muzyka. Se kurwa myślę „gra z taką nutą może być zjebana?”. Szczęśliwie okazało się, że pomimo bycia zjebanym w kilku kwestiach wciągnęła mnie do tego stopnia, że chciałem poznać wszystkie zakończenia. Jeden z najlepszych średniaków w jakiego grałem.
5. SUPER MARIO GALAXY 2 – kolejne Mario? Znowu Mario. Który to już raz to samo? A weź kurwa zamknij ryj, zagraj. Wtedy pogadamy.
4. ZELDA BOTW – łoooo kurwa panie. Od razu zaiskrzyło. Od kiedy wyszedłem z krypty cieszyłem się gejplejem. Nie wiem. Niby nic nowego, niby biegamy se po świecie ale kurwa chciało mi się to robić. Ile razy zboczyłem z kursu tylko dlatego, że jakieś dziwne krzoki, ruiny lub dziwny wzór na mapie przyciągnął mój wzrok. Nikt tu nie wymyślił Sanboksa na nowo. Jednak nieprowadzenie za rączkę to „prawie nowość” wśród niedojebanych gierek ze złotym szlakiem. Świecącymi się jak neon w burdelu celami. Są jakieś minusy. Ależ owszem. Ale mam to w huiu. Bo grało się wybornie. Kupiłem nawet zjebane DLC za jedyne 80 zł.
3. ORI AND THE BLIND FOREST – małe studio MOON, jesteście wielcy. Stworzyliście arcydzieło które wciąga okrutnie. To wszystko w pięknej grafice przypominającej animacje oraz cudownej ścieżce dźwiękowej. Przezajekurwabongobisty labirynt który chce się odkrywać. Ani sekundy znużenia. Jedynie szkoda, że gra się kończy. Nie spodziewałem się, że na xboxa wyjdzie jedna z najlepszych gier w jakie grałem i jedna z najlepszych metroidvanii. Obok tej gry nie można przejść obojętnie.
2. BLOODBORNE – W końcu doczekałem się gry od From Software, która trafi idealnie w mój gust. W końcu gra, która wynagradza agresywny styl. W końcu gra, w której trzeba atakować a nie czaić się za tarczą niczym Rumun na witrynie w Aparcie. Jebać historię zawartą w butach i swetrze. Chociaż historii tego swetra i tak bym nie zrozumiał. Piękny pokaz tego, że nie zawsze fabuła jest ważniejsza od gamepleju. A nawet go przewyższa. Gra która połyka, trawi i wysrywa. A Ty zadowolony jak skurwesyn ledwo obcierasz się z tego łajna, dajesz się połknąć kolejny raz.
1. WIEDŹMIN JEBANY 3 – (buu za mało gier na switcha, buu jebać takie głosowanie, buuu. A bujać się kurwa!) To jest najlepsza gra od wielu, wielu lat. Gra przez którą teściowe umierają i idą do nieba dla chomików, gra przez którą sąsiad kopci, gra przez którą worek orzechów poszedł się powiesić, (I wyszła na pstryka). Gra Generacji. Koniec, kropka!
Jak coś pojebalem to miałem prawo. Najebanemu cza wybaczyć.
#Majster1981
1. Doom. Muzyka, sieka, bronie, sekrety to sprawiło, że świętego Graala zaliczyłem po kilka razy na dwóch platformach. Jednym słowem geniusz tytuł.
2. Bioshock Infinite. Największym plusem to wyjście na powierzchnię, co jest strzałem w dziesiątkę. Cudownie wykreowany świat z jeszcze lepszą historią.
3. Wiedźmin Zabójcy Królów. Możecie się śmiać, ale dla mnie ta część jest lepsza od Gona. Mniej zapchaj dziurek i innego gówna stawia ją wyżej. Acha i same walki wypadają lepiej tak bez dwóch zdań.
4. Wiedźmin Dziki Gon. Za DLC ląduje na czwartym miejscu, a libacja gdzie wszyscy są najebani na zawsze w sercu.
5. Max Payne 3. Rockstar Rockstar ty chuju dawaj czwórkę ty tempa dzido. Uwielbiam ten tytuł a samo spowolnienie czasu to czysta finezja.
6. Rare Replay. Dla zjebów retro co mają w dupie jakieś tam 4k obowiązkowy tytuł. He, he wiem kup se retro konsole i zagraj w oryginał
7. Inside. Mały tytuł, ale sama wizja to mistrzostwo świata. Niech duże AAA biorą przykład z tego indyczka.
8. Halo The Master Chief Collection. Samo kupienie tego w pudle mówi samo za siebie. Praktycznie wszystkie części co daje setki godzin ciorania. Jeden z tych tytułów co cały czas na dysku i nie ma opcji odinstalować.
9. Ori and the Blind Forest. Ścieżka dźwiękowa, oprawa graficzna, gemeplay i chęć na dalsze granie po napisach końcowych sprawiła, że Ori ląduje w mojej topce.
10. The Evil Within 2. Kontynuacja jedynki która pod każdym względem jest lepsza. No może klimat troszkę lżejszy, a mam to w pomce. Jedynkę ukończyłem raz, a dwójka leci już po raz trzeci. Kurde żeby mi się znudziła, bo kupka wstydu czeka. Moja topka i tego nikt z patoli mi nie zabierze.
#mashi
Było ciężko, zestawienie będzie bardzo subiektywne i mogą się na nim znaleźć pozycje nie zawsze lubiane przez innych – czasem nawet hejtowane. Lecimy.
10. Mario 3D World (WiiU) – Jak dla mnie, to najlepszy Marian w jakiego grałem i cenię go wyżej od choćby niedawnego Odyssey. Piękne kolorowe światy, wspaniały tryb kooperacji i masa funu. Świetnie bawiłem się z córkami, a nawet żoną która chętnie chwytała za pada.
9. Forza Horizon 3 (Xbox One) – Długo zastanawiałem się jakie wyścigi umieścić w zestawieniu, ale ostatecznie wybór padł na trzeci festiwal ścigałki od Microsoftu, która to w tej chwili osiągnęła swoje apogeum zajebistości. Idealne połączenie wszystkich cech, jakie musi posiadać gra samochodowa – grafiki, modelu jazdy i frajdy z zabawy.
8. Resident Evil 2 Remake (Xbox One) – Doskonały rimejk, choć z drobnymi wadami. Jednak broni się wyśmienicie! Kapitalny klimat (dużo mroczniejszy niż oryginał), rewelacyjna grafika i gra na nostalgii graczy z lat 90’tych. To także moja gra roku 2019.
7. Alan Wake (Xbox 360) – Pamiętam pierwsze zapowiedzi, kiedy to strasznie jarałem się grą. Zapowiadało się na koszmar w klimacie Silent Hill, ale koniec końców wyszła (jak dla mnie) pozycja unikatowa. Wyczekuję na kontynuację jak świnia na gonienie.
6. The Last of Us (PS4) – Słynny symulator palet i przestawiania drabin, który jednak zaskakuje historią. Znany z serii Uncharted gampeplay w połączeniu z ciekawymi postaciami i zaskakującym finałem (i mocnym początkiem) powoduje, że gra musiała znaleźć się w moim zestawieniu.
5. Uncharted 4: Kres Złodzieja (PS4) – Kolejna pozycja (O choleeeerrrraaaa!) od Niegrzecznych Psiaków. Widowiskowa, piękna i zakręcona (skąd wziął się brat Nejta?). ND podkreśliło tym tytułem swoją pozycję wśród deweloperów i pokazało, że niezmiennie od 20 lat należy do czołówki i nie zamierza zwalniać.
4. Destiny 1 (PS4) – ŁOT? Co ta gra tutaj robi? Ano robi miejsce dla gier na podium. Można psioczyć na Bungie i Acti, ale cholera – ile ja tutaj spędziłem godzin! Ileż emocji w tych nocnych raidach, ileż kurw i chujów poleciało na Crota End’s, ileż padów zostało zajechanych… Poznałem też fantastycznych ludzi, z którymi kontakt mam do dziś. Jedynka Przeznaczenia to dla mnie KLASA!
3. Shadow of the Colosus Remake (PS4) – Czysta gra na sentymencie w wyśmienitej oprawie. Otoczona nadal nutką tajemnicy i kultu. Z przyjemnością ubijałem kolejnych kolosów, zawsze wahając się przy ostatnim, decydującym pchnięciu. GRA LEGENDA!
2. The Legend of Zelda: The Wind Waker HD (WiiU) – Moja ulubiona i idealna Zelda. W wersji na WiiU jest perfekcyjna i nawet dziś wygląda zdumiewająco dobrze, a sam gameplay nie postarzał się nawet odrobinę.
1. Wiedźmin 3: Dziki Gon (PS4) – CDPR po prostu wziął rynek gier między uda i zdusił go jedną premierą. Przygody Wieśka to czyste złoto i nasz skarb narodowy. Masa godzin, fantastycznych przygód, świetnych zadań i niezapomnianych postaci. Gra dekady? Dla mnie gra życia.
#Clint Switchwood
1. Alice Madness Returns. Alicja urzekła mnie swoim burtonowskim klimatem i dużą dawką grywalności. Czy jest to wybitny slasher? Nie. Czy elementy przygodowe i platformowe lśnią na tle konkurencji? Nie. Mimo tego zabawa z tym tytułem była przednia. To co wyróżnia Alicję, to interesująco przedstawiona mieszanka światów – kraina czarów oraz szara rzeczywistość Ali uwięzionej w przytułku dla specjalnej młodzieży, pomysłowi przeciwnicy i wykorzystywanie ich słabości w walce (to samo tyczy się bossów). Combosy są proste i o złożoności DMC czy Bayonetty nie ma co gadać, ale tutaj prostota jest mile widziana.
2. Bloodborne. Osobiście uważam, że jest to gra generacji. Nic co wyszło później już mnie tak nie ruszyło jak BB. Gęsty klimat rodem z książek Lovecrafta, system walki nastawiony na agresywną konfrontację (całkowite przeciwieństwo Dark Souls), historia poznawana ze strzępków informacji, pomysłowe bronie z możliwością ich ulepszania, no i kozaccy bossowie przy których rwie się włosy z głowy. Dodatkowo gra zawiera sporo smaczków i nawiązań do popkultury (np. zamek żywcem wyjęty z Nieustraszonych Łowców Wampirów). Wypatruję części drugiej, może się doczekam.
3. Darksiders 2. Lubię, bo jak dla mnie jest to duchowy spadkobierca serii Soul Reaver. Coś w tym martwym, zniszczonym i pustym świecie drugich Darksidersów wywołuje u mnie jednoznaczne skojarzenie z krucjatą Raziela. Podoba mi się fakt, że ta część poszła w kierunku zręcznościowym i Śmierć jest gibsza we wszystkim co robi. Jest więcej elementów platformowych, walka polega bardziej na unikach niż blokowaniu. Doszła opcja rozwoju postaci i levelowania broni. Świat zachęca do eksploracji (ukryci bossowie i nagrody za ich pokonanie), doszły sidequesty. Jest co robić.
4. Fallout New Vegas. Czy da się zrobić dobrego Fallouta w 3D? Da się, pod warunkiem, że nie robi go Bethesda. Magicy z Obsidian stworzyli tytuł, który powinien być wzorem dla B, jak stworzyć dobrego Fallouta. Wszystko tutaj gra – ciekawy i rozległy świat, wiarygodne frakcje walczące ze sobą o władzę, NPC kierowane własnymi celami i ambicjami, wciągająca fabuła, dobrze przemyślany rozwój postaci z perkami na czele. NV ustawiam zaraz za klasycznymi F1 i F2.
5. Gravity Rush 2. Gra, która mnie odpręża. Bawisz się grawitacją i latasz po świecie nieskrępowany niczym. I najlepsze jest to, że takie latanie wcale nie nudzi, a przecież gra do najkrótszych nie należy (dobre 25 godzin). Sympatyczne protagonistki, dobrze nakreślone postacie poboczne, dużo wyzwań czasowych i zadań pobocznych, wciągająca walka, to tylko niektóre z plusów GR 2. Moim zdaniem bardzo niedoceniony tytuł.
6. Kingdom Come: Deliverance. Dlaczego nie Wiedźmin? Na myśl o skrócie RPG pierwsze skojarzenie to albo fantasy ze smokami i elfami albo science fiction z obcymi i tentaclami. KC podeszło do tematu w zupełnie inny sposób i dlatego zasłużyli na miejsce na mojej liście. W grze przemierzymy średniowieczne Czechy bez elementów fantasy, ale za to ze sporą dawką realizmu, jednymi z najpiękniejszych cyfrowych lasów jakie miałem okazję widzieć w grach wideo, wymagającą walką (mashowanie to prosta droga do grobu) i całkiem interesującą fabułą. W grze jest też sporo smaczków np. jeżeli nasz bohater jest usyfiony i śmierdzi, to spada mu charyzma i postacie niezależne negatywnie na niego reagują. Jedyna rada to odwiedzanie łaźni od czasu do czasu. Koń w Kingdom jest inteligentniejszy od Płotki.
8. Persona 5. JRPG idealny. Jestem fanem serii SMT oraz Person. Lubię je i od strony fabularnej i od strony mechanicznej. W przypadku P5 dostarczono oszlifowany diament najwyższej próby. Ciekawie poprowadzona historia oraz bohaterowie, budowanie social linków ze wszystkimi tego benefitami, fuzje demonów (pokemony dla dorosłych), ciekawie zaprojektowane dungeony, kozacki soundtrack i bardzo atrakcyjna oprawa wizualna.
9. Shadow Warrior. Zastanawiałem się, czy w to miejsce nie wrzucić Dooma z 2016, ale doszedłem do wniosku, że ciachanie kataną demonów, suchary rzucane przez Lo Wanga na każdym kroku i nieśmieszne wróżby z ciastek przeważyły szalę. Wesoły rozpierdol z toną broni, gdzie i tak głównie biega się z kataną, bo cięte mięsko jest najlepsze. Całość spina kozacki soundtrack i przyjemna grafika.
10. Yakuza 0. Moja pierwsza Yakuza i od razu chwyciło. Sandbox idealny, bo nie przynudza i nie zalewa nas toną bezużytecznego gówna do zebrania – tutaj zbiera się użyteczne karty półnagich Japonek, dzięki czemu odblokowujemy erotyczne wideo z żywymi aktorkami w wypożyczalni VHS (jebani mieli pomysł). W grze czeka na nas ciekawa historia główna oraz tona zadań pobocznych (każde warte jest ukończenia) oraz postaci z krwi i kości (Majima to niezły pojeb). Zaimplementowany został również świetny system walki z przełączaniem się pomiędzy różnymi stylami oraz brutalne finishery.
#dariuszdariusz/Darek Pucharek
1. Inside. Jeden z lepszych indyków dostępnych na rynku i moim skromnym zdaniem jedna z lepszych gier dekady, połączenie platformera z grą logiczną, świetnie wykreowany świat i masa możliwości jeżeli chodzi o interpretację fabuły.
2. Shadow of the Damned. Wulgarna, brutalna, mega zakręcona gra o miłości która pokona nawet świat demonów. Jednym zdaniem, Suda w całej okazałości, a dla mnie to wręcz jego opus magnum.
3. God of War 3. Jestem ogromnym fanem “greckiej” serii więc zwieńczenie”trylogii” musiało się tutaj pojawić z oczywistych względów.
4. Biniary Domain. Dlaczego ten tytuł? Niesamowity gunplay, świetna fabuła, ciekawi bohaterowie (francuski robot), i chyba jeden z lepszych systemów rozpadania się przeciwników podczas ostrzeliwania.
5. A Plauge Tale Innocence. Rok 2019 zbliżał się już wielkimi krokami, od dłuższego czasu wszystkie większe tytuły to sandboxy lub udawane “open worldy” których szczerze mam powoli serdecznie dosyć, wtedy pojawia się gra o “szczurach” która jest liniowa, ma naprawdę mocną fabułę, świetną grafikę i ciekawy gameplay.
6. Bulletstorm. Miał być Madworld, ale niestety nie mieści się w dekadzie, będzie “kulosztorm” za głupkowaty humor, bicz i możliwość wykręcania najróżniejszych shotkilli.
7. Dead Rising 2. Moim zdaniem najlepsza część, najbardziej zakręceni “psychopaci”, którzy pełnili rolę bossów, bronie w dwójce to miód sam w sobie, i rzecz najważniejsza, jak nie trawię tak zwanych czasówek, tak tutaj bawiłem się wybornie.
8. Bloodborne. Klimat Klimat i jeszcze raz Klimat. Mój pierwszy soulslike, namęczyłem się przy tym tytule niemiłosiernie, rozwaliłem pada, a pomimo tego grałem dalej. Jeżeli ktoś jest fanem Lovecrafta i nie boi się wyzwania, ta gra jest stworzona dla niego.
9. Bayonetta 2. Bagnettka skradła moje serce już od pierwszego odpalenia konsoli, wiedźma która do każdej kończyny ma przytwierdzoną broń, a największych twardzieli miażdży za pomocą gigantycznych stworów “uplecionych” z własnych włosów, albo pokochasz tę grę albo znienawidzisz, dla tej gry specjalnie kupiłem Wii U.
10. Darksiders. Kumpel powiedział mi że to zrzyna z god of war, mimo to kupiłem grę na premierę, przeszedłem ją kilka razy i uważam że to jedna z lepszych gier ostatnich lat, fabuła i połączenie slashera z grą, gdzie zagadki mają bardzo ważne znaczenie, wielu osobom ta gra nie podeszła, wiele osób przyznało że padło na”portalach”, ja uważam że warto dać jej szansę.
#dKc
1. Wiedźmin 3 – gra, przy której rozpiera mnie duma z bycia Polakiem.
2. Sleeping Dogs – kapitalny klimat Chin, dość drewniane sterowanie, charyzmatyczny główny bohater i prześwietny system walki jak na sandboxa tak mnie kupiły, że podczas dojeżdżania na misje czekałem, aż postaci skończą gadać i dopiero wtedy zabierałem się za jeżdżenie. Nie zdarza mi się to często.
3. Bioshock Infinite – opus magnum Levine’a. Wybitna końcówka, po której musiałem zbierać szczękę z podłogi oraz szukać opracowań po Internecie, bo mój mały móżdżek tego nie ogarnął. Plus, gra to escort mission, w której ta druga osóbka dla odmiany nam pomaga, a nie przeszkadza. Inne gry – tak to się robi!
4. The Legend of Zelda: Breath of the Wild – grę otwiera półminutowa cutscenka i świat potem staje przed nami otworem. Najlepsza gra na Wii U, przy której niespodziewanie dobrze się bawiłem.
5. GTA V – szukam w pamięci drugiej gry zaczynającej się od napadu na bank i nie mogę sobie przypomnieć. Trzy grywalne postacie pomiędzy którymi przełączamy się w trakcie gry – od premiery minęło już prawie 7 lat, a nikt tego nie powtórzył.
6. Forza Horizon 3 – jedyna samochodówka, którą mogę polecić każdemu, nawet antyfanom ścigałek.
7. Control – troszkę po niskiej linii oporu patrząc na kolegów z zestawienia, ale: telekineza i rzucanie w innych krzesłami – nie brzmi to jak fun?
8. Undertale – genialny indyk będący satyrą na gatunek RPG, którego można przejść bez zabijania nikogo.
9. Ori and the Blind Forest – przepiękna metroidvania powodująca łzy w kącikach oczu.
10. Uncharted 4 – Naughty Dog dostarczyło jedną z najlepszych gier na PS4 z nurtu “filmowe Sony”. Scena pościgu to arcydzieło, a chemia pomiędzy Natem, a Sullym to kamień milowy gamingu. Trochę brakuje Chloe, ale na szczęście można nią pograć w multiplayerze (i w późniejszym DLC).
#Dżony
1. Bloodborne. Moje pierwsze soulsy. Zawsze omijałem, bo to przecież erpegi a mnie delikatnie mówiąc jebią erpegi (w topce dekady dałem ich 4 :D), ale wszyscy kumple na skajpie zachwalali…. Kupiłem więc zagrałem i… przez 2 dni siedziałem w pierwszej misji. Mam slasherowy dekiel i ciężko było się przestawić, że trzeba brać pod uwagę coś tak zbędnego jak pasek staminy. W końcu skończyłem solo. Potem drugi raz, potem w duecie potem znowu i tak dwadzieścia parę razy BO NIE MA KURWA LEPSZEJ GRY NA ŚWIECIE OD BLOODBORNE RUKWA!!!!!! Klimat, świat, lokacje, system walki to jest po prostu piękne niczym Izabella Scorupco myjąca swoje ciało pod wodospadem. Już dawno nie mialem takiego pierdolca żeby przechodzić grę zaczynając od nowa po każdym zgonie albo robiąc wieczorne speedruny. To co stworzyło FS to powinna być jak lektura szkolna dla graczy. Każdy powinien w to zagrać.
2. Super Mario Galaxy 2. Znowu czemu nie odyssey? Bo grając w najnowsze przygody grzybowego pedryla miałem sinusoidę myśli. Na początku była to gra na naciągane 8 by potem podskoczyć do dychy, a następnie wyprowadzić z tego średnią. Galaxy 2 od samego początku do końca jest grą na 10 mimo iż to jebany sequel. Nintendo powinno zrobić 3 na switcha.
3. Wiedzmin 3. Bo jest Polski, a wiadomo że reszta jest żydowska wiec niech będzie, że Wiedźmin aby cale top 10 nie było spod znaku gwiazdy Dawida. Tak serio, to dlatego że ta gra ocieka swojskim klimatem. Ja wiem że to nie Polska i nie słowianie, ale gdyby te wszystkie trolle, wiedźmy trupojady i inne chujstwa chodziły w średniowieczu po Polskiej ziemi to właśnie tak by to wyglądało jak w Wiedźminie. Do tego dodatki wielkości niejednej gry też zasługują na uznanie
4. Luigi’s Mansion 2. Ta gra to dowód na istnienie magii w formie innej niż 40% płynu w butelce z akcyzą. Niby nie zmieniło się za wiele od jedynki, a jednak grając w to cieszę się jakbym rozdziewiczał Salmę Hayek upojoną niezasłodkim karmi. Wspaniali bossowie, świetne nawiedzone domostwa i formuła idealna nadająca się na handhelda. Moim zdaniem najlepsza nowa gra na 3DSa.
5. Dark Souls. Soulsy nadrabiałem po Blodbornie, więc grałem niechronologicznie, tym bardziej pierwsze darki zasługują na miejsce w top dekady, bo ogrywałem je na końcu, a dzięki spójnemu światu robią robotę lepiej niż demony. Jest to też jedyna gra, która spowodowała napierdalanie padem o podłogę jakbym wbijał myśli do głowy tępej dzidzie, a to tylko walczyłem ze smogiem i ornstainem. Piękny tytuł wywołujący emocje skrajne jak Biblia.
6. Forza Horizon. Od zawsze jestem fanem wyścigów i od zawsze jestem anty fanem wyścigów w otwartym świecie. Dlaczego? Dlatego, że zawsze w nich trzeba uciekać prze policją. Dopiero autorzy horizonu pomyśleli, że można zrobić wyścigi na zasadzie festiwalu, gdzie się nie spierdala przed policją po złapaniu na fotoradar, a ten służy tylko do tego by zachęcić cie do wykręcania lepszych czasów. Do tego wyścigi z samolotami, balonami, statkami itp. czyli rzeczy dotąd widziane tylko w top gearze. Mini gierki z poszukiwaniami starych samochodów oraz świetna muza w radiu. Same zalety.
7. Mario Kart 8. Gdyby mario kart 8 od razu na wiiU ukazał się jako deluxe tzn. już nawet bez dlc, ale z arenami do walki i trybem 200CC byłby grą idealną, a tak czegoś zabrakło ale i tak graliśmy w to namiętnie kilkaset godzin z kolegami online. Nie ma i nie będzie bardziej wkurwiającej, a zarazem dającej tyle radości party game.
8. South Park Kijek Prawdy. Bo hajlowały mi nazi krowy zombie, bo pokonałem płoda kardaszjanki, bo widziałem człowiekoniedzwiedzioświnie, bo bart jąkała to bart lepszy niż jaskier z serialu.
9. Dishonored 2. W czasach psxa moją ulubioną serią było Tenchu. Długo szukałem gry, która da mi podobne odczucia podczas zabijania po cichu a to nie wszystko. Dishonored daje nam pełną dowolność co do stylu gry. Możemy żonglować mocami tworząc z nich wykurwiste kombosy albo przeciwnie. W ogóle ich nieużywać i grać niczym Solid Snake. Historia i klimat miasta oraz intrygi to wszystko jest na najwyższym poziomie w tej najlepszej skradance dekady
10. Residen Evil 7. Na VR to po prostu nowy poziom gier video. Pierwszy raz grając srałem pod siebie. W pewnym momencie przegryzłem do krwi warę, a chodząc po pas w wodzie w piwnicy bałem się obejrzeć za siebie choć wiedziałem ze do ku**y jestem w jebanej grze, a horrorów nigdy się nie bałem. Ta gra w goglach to istny blender dla mózgu. Szkoda, że w późniejszych etapach klimat lekko siada. Jak ktoś jeszcze nie grał to polecam, ale tylko na VR.
#DwajdziK
1. Wiedźmin 3 – “Mam kutasa jak kiełbasa, lubię sobie nim pohasać” tekst, który usłyszałem ostatnio grając na Switchu utwierdził mnie w przekonaniu, że dialogi są kapitalne. Do tego wspaniały świat, muzyka, klimat, misje główne i poboczne, 2 duże dodatki. Mój zdecydowany nr 1.
2. Super Mario Odyssey – mimo tylu gier z Marianem, nadal można zaskoczyć czymś nowym. Ciekawe pomysły, różnorodne etapy i świetne sterowanie przy odpiętych joyconach.
3. Luigi’s Mansion 3 – moja gra roku 2019, wszystko tutaj zagrało: lokacje, rozgrywka, humor.
4. God of War 3 – Rozmach. Słowo, które dobrze opisuję tę grę. Zajebisty system walki. Świetne walki z Bossami. Takiego Kratosa chcę widzieć, a nie tego pizdeusza z God of War (2018).
5. The Legend of Zelda Breath of the Wild – kolejna znakomita część z serii. Ile tu jest rzeczy do robienia, ile tu jest możliwości. Nie ma tu czasu na nudę.
6. The Last of Us – od samego początku gra chwyciła mnie za serce i nie puściła do samego końca. Bardzo dobra historia, połączona z bardzo dobrym gameplayem.
7. Batman Arkham City – Wg mnie najlepsza część z serii. Doskonałe rozwinięcie Arkham Asylum. Tu jest wszystkiego więcej i lepiej.
8. Bloodborne – Wspaniale wykreowany świat i system walki z transformacją broni. Mimo wielu zgonów, nie miałem takiego zniechęcenia jak przy innych soulsach i co chwilę wracałem do konsoli.
9. Mass Effect 2 – uznanie dla całej trylogii. Lepsza niż “3” dlatego to właśnie ta gra ląduje w zestawieniu.
10. Dying Light – zestawienie zombie i parkour dobrze się sprawdza. Pełna satysfakcji eksploracja, walka z zombie i ten dreszczyk emocji przy nocnych ucieczkach.
#Venom
1. Dark Souls – W tej dekadzie nie wyszło nic lepszego i chuj. Gra życia, opus magnum Fromów, mam tę grę na wszystkie możliwe platformy, przeszedłem dziesiątki razy, splatynowałem, pokochałem, w sercu zachowałem. Tak jak tatuażami generalnie gardzę, tak mógłbym sobie jebnąć na całe plery art którejś postaci z DkS (Artorias, Solaire, you name it).
2. The Last of Us – pamiętam jak bardzo w poważaniu miałem tę grę. Tak naprawdę nie wiedziałem, że wyszła, ale jakoś tak się potoczyło, że odpaliłem na premierę. Jezu co to była za jazda na prologu, te sceny zostaną ze mną do końca życia. Cudo, Psiaki tego już nie przeskoczą. Chociaż na pierwszej zapowiedzi TLoU2 z radości dłonią zajebałem w stół tak mocno, że prawie złamałem łapę to z każdym kolejnym pokazem coraz mniej czekam. TLoU jest świetne jako zamknięta całość.
3. Persona 5 – dla mnie gra generacji. Prawie 100h z tygodnia uciekło jak za pstryknięciem palca. Muzyka, klimat, postacie, styl. No po prostu czegoś podobnego jeszcze nie było, tylko japońce potrafią tak idealnie wszystko ze sobą połączyć.
4. The Last Guardian – gdyby nie Persona, to właśnie TLG były dla mnie najmocniejszym tytułem na obecnej generacji. Każdy krok w tej grze to przeżycie. Team Ico jednak jak dopierdoli sztosa to klękajcie narody.
5. Alan Wake – uwielbiam twórczość Kinga, uwielbiam Twin Peaks, uwielbiam Anala. Na miękko przeszedłem 15 razy, jedyne do czego się przyjebię to do wycięcia zakończenia i rozdzielenia go na dwa płatne dodatki. Na samą myśl o scenie na farmie mi staje, na zapowiedź dwójki czekam bardziej niż na Half Life’a 3.
6. Beat Saber – nie sądziłem, że coś tak prostego może być tak rewelacyjne. Idealny przykład gry “easy to learn, hard to master”. Odpalcie komukolwiek Beat Sabera, jeśli nie powie, że miażdży suty to od razu do czubków trzeba odesłać. Gra w to babka, matka, ojciec, córka, sąsiad i pies sąsiada. Generalnie połowę tej listy mógłbym zapchać grami na VR, ale ograniczę się tylko do BS, który po prostu jest kwintesencją miodności i zajebistości.
7. Doom – Bethesda jest ostatnio w formie, przerzucili premierę Eternala na przyszły rok, rękę dam sobie uciąć, że gdyby tego nie zrobili, to właśnie Eternal byłby w tym miejscu. Reboot idealny, fpsowy powrót w pełnej chwale. Muza, sieczka, giwery, demony, rozpierdol.
8. Wiedźmin 3 Dziki Gon – ostatnia taka gra, przy której spędziłem nieprzerwanie 17 godzin. Na premierę usiadłem o 16, skończyłem sesję o 9 rano, bo jednak pęcherz już nie wytrzymywał. Dożywotni szacun dla Redów za wybicie się na światowym rynku. Chociaż ten jeden raz można być dumnym z bycia Polakiem.
9. Death Stranding – nawet nie chce mi się tutaj rozwodzić. Wystarczy wejść na #kojimbo żeby zrozumieć.
10. Hotline Miami – yup, pikselowy indyk jako jedna z gier dekady. Tutaj znowu przoduje muzyka, która razem z ultraszybkim gameplayem dostarcza adrenaliny dosłownie w każdej sekundzie grania. Wszystkie poziomy na rangę A+, OST w telefonie, na kompie, w samochodzie. Jedna z gier, do których systematycznie wracam, bo jest aż tak dobra.
#Prezydent Emil/Alfik
1. The Legend of Zelda: Breath of the Wild (2017/WiiU/Nintendo). Serię The Legend of Zelda poznałem dosyć późno, głównie z tego powodu, że nigdy nie było mi po drodze z konsolami Nintendo. Co prawda miałem GameCube’a, ale kupiłem go tylko i wyłącznie ze względu na ekskluzywne wówczas dla tej konsoli Residenty oraz MGS Twin Snakes. Młody człowiek wychowany na PlayStation zupełnie nie miał ochoty na sprawdzanie serii o elfie w zielonych rajtuzkach. Poza tym każda gra, która była rzekomą kopią Zeldy (tak przynajmniej zawsze mi je przedstawiano) vide Darksiders czy Okami nie do końca mi się podobała, były ok, ot tyle. Wszystko zmieniło się w 2015 roku, kiedy za namową dobrych znajomych postanowiłem kupić WiiU. Wtedy również dałem szanse najlepiej ocenianej grze w historii, czyli The Legend of Zelda Ocarina of Time no i się zaczęło. Zelda posiada wszystko co uwielbiam w grach – niesamowity, zróżnicowany gameplay, satysfakcjonujące zagadki i mocne nastawienie na eksplorację. Dodatkowo często miesza wszystkie te cechy sprawiając, że po prostu nie mogę się oderwać od konsoli. Po ukończeniu Ocariny zacząłem ogrywać pozostałe odsłony – Majora’s Mask, Twilight Princess, Wind Waker itd. na moje szczęście niemal każda część była dostępna na WiiU, byłem więc w siódmym (zeldowym) niebie. Nie dziwne więc że na Breath of The Wild byłem napalony jak szczerbaty na suchary. Najnowsza odsłona Zeldy to coś zupełnie nowego, ale jednocześnie zachowującego ducha poprzednich gier cyklu. Najlepszy otwarty świat jakiego kiedykolwiek doświadczyłem. BOTW nie pokazuje Ci gdzie iść, nie mówi co masz robić – to Ty idziesz tam gdzie chcesz i robisz to co chcesz, robisz to, co jest dla Ciebie interesujące. Nie znajdziesz tu miliona znaczników na mapie, znajdziesz natomiast multum interesujących miejscówek, które aż chce się eksplorować. Dodajmy do tego mnóstwo pomniejszych świątyń, z których każda to osobna, oryginalna zagadka (no może poza tymi w których walczymy z przeciwnikami). Nie zabrakło również miejsca na pełnoprawne lochy, które w tej części pełnią również rolę potężnych mechanicznych bestii. Co jeszcze urzekło mnie w tej części to również nie sam fakt rozwiązywania zagadek, a sama droga którą musimy przebyć żeby owe zagadki rozwiązać. Fantastyczna gra, mój numer 1 dekady i (nie boję się tego powiedzieć) mój numer 1 EVER!
2. Metal Gear Solid V: The Phantom Pain (2015/PS4/Konami). Z serią Metal Gear Solid jestem od samego początku i każda część powodowała u mnie niezdrową ekscytację. Podobnie było w przypadku piątki gdzie jarałem się nią jak pedofil w smyku, a każdy trailer przyprawiał mnie o wzwód. Dodam również, że od samego początku miałem świadomość, że nie będzie to typowa odsłona MGSa, a raczej coś w stylu Peace Walkera wydanego na PSP w 2010 r. Na początku dostałem przystawkę w postaci Ground Zeroes, która absolutnie mną pozamiatała pod względem gameplayowym a i sama historia będąca bezpośrednią kontynuacją wspomnianego wcześniej i bardzo lubianego przeze mnie Peace Walkera była czymś co sprawiło, że śledziłem wydarzenia przedstawione w przystawce z wypiekami na twarzy. Kiedy we wrześniu MGSV w końcu trafił w moje łapy, wiedziałem że mam do czynienia z czymś wyjątkowym. Była to gra w którą grałem w każdej wolnej chwili, BA! Zdarzało się, że budziłem się w nocy i odpalałem konsolę bo ciągle myślałem o tej grze i chciałem więcej i więcej. Przez pierwsze kilka dni od premiery byłem całkowicie odcięty od internetu i świata zewnętrznego i chłonąłem tego szpila całym sobą. Faktem jest, że widać tutaj cięcia budżetu, mała ilość cutscenek to coś co również boli mnie jak skurwensyn, ale sam gameplay, który jest zdecydowanie najlepszy i najbardziej dopracowany w całej serii, wynagradza mi to z nawiązką – wszak zawsze stawiałem rozgrywkę i to jaką przyjemność sprawia mi samo granie ponad wszystko inne. Dodatkowo w post game mamy możliwość rozegrania części misji w trybie persistance (?) w którym nie mamy ze sobą żadnego sprzętu – możemy polegać jedynie na własnych umiejętnościach, oraz sprzęcie znalezionym w trakcie trwania samej misji – mega satysfakcjonująca rzecz. Podejście do zadań to również coś co zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Mamy tutaj pełną dowolność, co do tego w jaki sposób chcemy wykonać daną misję, a rozległy obszar pomaga w perfekcyjnym zaplanowaniu każdego kroku. Potężna gra, której co prawda można wiele zarzucić, ale zalety płynące z czystej rozgrywki w znacznym stopniu przykrywają niedociągnięcia, spowodowane w głównej mierze konfliktem na linii Kojima – Konami. Co do samej historii spodziewałem się czegoś innego – fakt. Jednak taką wizję na tę część miał Hideo i mi to pasuje. Oczywiście, zabrakło mi tu pewnych wątków, a i chciałbym większego rozwinięcia tych poruszonych, ale tak czy siak uważam MGSV za jedną z najlepszych gier, w jakie w życiu grałem.
3. Bloodborne (2015/PS4/Sony). To niesamowite jak w czasach gier, które przechodzą się praktycznie same i mało kiedy oferują jakiekolwiek wyzwanie przychodzi takie FROM SOFTWARE i pokazuje, że wciąż jest miejsce na wymagające gry, których nie przejdziesz bezmyślnie klepiąc jeden przycisk. Demon Souls, seria Dark Souls, czy Sekiro to wspaniałe gry i uwielbiam każdą z nich, ale to przy okazji Bloodborne FS stworzyło prawdziwe, jedyne w swoim rodzaju arcydzieło. To co zawsze urzekało mnie w grach tego studia to kapitalny level design, i łączenie lokacji przy pomocy skrótów – w tej grze wyszło im to idealnie. To właśnie sprawia, że tutaj niepotrzebna jest Ci mapa, potrzebne jest Ci za to zaangażowanie i ogar w tym gdzie idziesz i po co tam idziesz. Sam Bloodborne odznacza się przede wszystkim mrocznym klimatem i otoczką która sprawia, że po prostu chcesz poznawać ten świat. Dynamiczny system walki, który wynagradza agresywne podejście do tejże to kolejna rzecz, która wyróżnia Bloodborne na tle pozostałych gier studia (no może poza Sekiro, ale moim zdaniem to zupełnie inna gra). Jest to jedna z tych gier, która wciąga na tyle mocno, że jak tylko odszedłem od konsoli, chciałem od razu do niej wracać, a po ukończeniu, odpalić ponownie.
4. Red Dead Redemption 2 (2018/PS4/Rockstar). Kiedy w 2010 grałem w pierwszego RDR myślałem, że nikt nie da rady zrobić lepszej gry w klimacie westernowym. No i w sumie nie pomyliłem się, bo nikt tego nie dokonał – to Rockstar przebił sam siebie w kontynuacji. Mimo że wielu ludzi narzekało na pustawy świat i nużące czynności symulujące realizm, dla mnie było to coś, co pozwalało jeszcze lepiej wsiąknąć w świat rewolwerowców. Poza tym co to znaczy pusty świat? Brak znaczników i świecących punktów na mapie? Brak nic nie znaczących gówno znajdziek? Jeżeli tak to chciałbym żeby każdy open world był pusty w ten sposób. Poziom interakcji z każdym nawet najmniej znaczącym NPCem to coś co robi mega wrażenie i w znacznym stopniu buduje klimat. Dodajmy do tego epickie misje, charakternych członków gangu, gdzie każdy to inna i znacząca osobowość, a sam Arthur to już w ogóle mistrzostwo świata jeżeli chodzi o kreacje postaci. Co prawda można się czepiać, że gameplay zatrzymał się w czasach pierwszego RDR, ale przyzwyczajenie się do nieco innego sterowania naprawdę nie trwa długo, a poza tym na litość boską – nie we wszystko musi się grać tak samo prawda?
5. Ori and the Blind Forest (2015/XONE/Microsoft). W Oriego zagrałem stosunkowo późno, bo dopiero w 2018 roku kiedy kupiłem sobie Xone’a. Jednak od początku wiedziałem że jest to jedna z gier, dla których warto mieć tę konsolę. Co prawda sam wiedziałem o niej tylko tyle, że jest to metroidvania i że jest rewelacyjna. Nie lubię za dużo czytać o grach, zanim sam w nie nie zagram. W końcu jednak się udało i dzięki uprzejmości gamepassa, była to jedna z pierwszych gier jaka trafiła na dysk mojej nowo nabytej konsoli. Pierwsze odpalenie i od razu zatrybiło. Cudowna muzyka, piękna grafika, nieziemski klimat to tylko wierzchołek góry lodowej zajebistości tej gry. Gameplayowo – absolutny niszczator. Perfekcyjne sterowanie, kapitalnie zaprojektowane poziomy. Wszystko, zupełnie wszystko w tej grze daje radę. Na dokładkę dostajemy przepiękną fabułę, wzruszający początek historii i niemniej wzruszającą końcówkę. Macie czasami tak, że widząc napisy końcowe macie ochotę wstać i klaskać? Ja tak miałem po przejściu Ori and the Blind Forest.
6. Super Mario Odyssey (2017/NS/Nintendo). Od razu napiszę, że w tym miejscu równie dobrze mógłby się znaleźć Super Mario Galaxy 2 i Super Mario 3D World. Dłuuugo zastanawiałem się na którego Marianka postawić. Mimo, że są to 3 gry z jednej serii, każda jest zupełnie inna i każda jest zajebiście dobra. Padło jednak na Odyseję, a wszystko za sprawą ogromnych poziomów, mnóstwa znajdziek, możliwości wcielenia się w niemal każdego przeciwnika (co przynosiło za sobą za każdym razem nową mechanikę). Ponadto jest to odsłona, z którą spędziłem chyba najwięcej czasu (ponad 105 godzin wg licznika na Switchu) Wszystkie księżyce, wszystkie monetki (ekskluzywne dla każdego etapu) zdobywałem bez żadnej pomocy ze strony youtuba (no dobra, poza jednym w zamku Piczy – ale kurwa mać – kto by się domyślił że trzeba użyć first person view, trybu widoku, o którym nawet nie wiedziałem i siłą rzeczy nie używałem przez całą grę) i ani na chwilę nie czułem znużenia. Nawiązanie do klasyki w postaci etapów 2d w klasycznej nesowej oprawie, mnogość kostiumów, aktywności pobocznych nagradzanych dodatkowymi księżycami. Wszystko to sprawia, że to właśnie Mario Odyssey trafia tak wysoko na moją topkę dekady. A! No i jeszcze coop – pozornie nic specjalnego, ale jak gracie z kimś kto nie ma na co dzień do czynienia z grami, zapewniam że będziecie bawić się przednio!
7. The Last of Us (2013/PS3/Sony). Od zawsze byłem wielkim fanem survival horrów, które swój renesans przeżywały na szóstej generacji konsol. Dodatkowo zawsze uwielbiałem skradanki – spokojna i cicha eliminacja wrogów to coś co leży mi zdecydowanie bardziej niż robienie rozpierdolu i latanie z karabinem jak z adhd. The Last of Us zdawał się posiadać oba te elementy i choć oczywiście nie jest to najlepszy horror i na pewno nie jest to najlepsza skradanka w jaką kiedykolwiek grałem to miesza ona oba te elementy w taki sposób, że grało mi się w nią niesamowicie dobrze. Dodatkowo wszystko związane jest tutaj świetną historią, genialnie rozpisanymi postaciami i mega miodnym klimatem. Eksploracja ciemnych pomieszczeń przy pomocy latarki kiedy w tle słychać charakterystyczne klikanie to coś co do dziś przyprawia mnie o dreszcze i sprawia, że mam ochotę odświeżyć sobie historię Joela i Ellie. Chwytający za serce prolog, a następnie budowanie relacji między postaciami przez całą grę to coś, co niewątpliwie zapada w pamięć i sprawia, że The Last of Us na zawsze będzie miało szczególne miejsce w czołówce moich ulubionych gier.
8. God of War III (2010/PS3/Sony). Kiedy na PS2 kończyłem God of War II byłem niesamowicie podjarany. Przede wszystkim dlatego że była to po prostu zajebista gra, ale również z powodu samego zakończenia, które zwiastowało jeszcze lepszą część trzecią. Już wtedy wiedziałem, że muszę mieć PS3 i zobaczyć zwieńczenie historii Kratosa. Dlatego, kiedy PS3 w końcu trafiła w moje łapy, jednym z priorytetów było kupno trzeciego God of Wara. Pierwsze odpalanie i się zaczęło. Autentycznie. Przez cały prolog czyli walkę z Posejdonem szczękę miałem na podłodze. Ta grafika, ta brutalność, ta muzyka. Wszystko, absolutnie wszystko tam zagrało. Dodatkowo wkurwienie Kratosa było czuć niemal namacalnie, a napierdalanie (bo inaczej nie da się powiedzieć) Posejdona po ryju przyprawiało o grymas bólu. Co najlepsze, prolog z bogiem mórz i oceanów był ledwie początkiem. To co potem dzieje się GoW III jest jeszcze lepsze. Szczególnie w pamięci zapadło mi jeszcze starcie z Kronosem (PAZNOKIEĆ KURWA!). Niesamowita gra, która w mojej opinii jest idealnym zakończeniem przygód Kratosa i moim zdaniem kolejne części nie powinny mieć racji bytu. Najnowszy God of War z 2018 roku tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu. Dość powiedzieć, że sam wstęp GoW III wywołał u mnie większe emocje, niż cały nordycki God of War, bleh.
9. Wiedzmin 3: Dziki Gon (2015/PS4/CD Projekt Red). Kiedy jeszcze pół roku temu zapytalibyście mnie o moje top 10 minionej dekady, na bank nie byłoby w nim Wiedźmina 3. Kiedy ogrywałem go na premierę, początkowo bardzo mi się podobał, jednak z czasem zaczął przytłaczać swoim ogromem i mnogością znaczników na mapie. Dodatkowym czynnikiem pogłębiającym mój ból dupy wobec tego tytułu były liczne bugi, słaby i mało czytelny interfejs no i bądźmy szczerzy – zadania w trzecim Wieśku w głównej mierze polegają na trzymaniu R2 i lataniu za podświetlonymi elementami otoczenia. Tak czy siak udało mi się skończyć całą grę, jednak byłem nią na tyle zmęczony, że myślałem że już nigdy do niej nie wrócę. Wszystko odmieniło się w tym roku, w okolicy premiery wersji na Switcha. Na YouTubie zaczęło mi proponować jakieś recenzje wersji na nadkonsole i tak jakoś zachciało mi się zagrać ponownie (w wersji na PS4). Dodatkowym bodźcem była moja dziewczyna, która chciała zobaczyć jak wygląda ta gra, a że lubimy sobie czasem pograć w coś co polega w głównej mierze na wyborach moralnych, pomyślałem że możemy się dobrze bawić. No i zaskoczyło, przypomniało mi się jak genialnie rozpisane są dialogi i jak charakterne są niektóre postacie. Wiele premierowych błędów zostało wyeliminowanych patchami, sam też przestałem latać od znaku zapytania do znaku zapytania jak pojebany, a zacząłem czerpać przyjemność z rozgrywki wtrybiając się w historię Geralta. Dodatkowo czekały ma mnie zakupione wcześniej dodatki, których z oczywistych względów wcześniej nie odpalałem. Serca z Kamienia mam już za sobą, Krew i Wino właśnie przechodzę i to jest naprawdę dobre. Dodatkowo bawię się w kompletowanie wiedźmińskich rynsztunków, co samo w sobie daje niesamowitą frajdę. Żałuję jedynie, że ponownie nie mogłem się wkręcić w gwinta, a wiem że mógłbym wsiąknąć na dobre – po prostu nie chciałem zanudzać dziewczyny przydługimi partiami, ale mam już w planach wersję na Switcha, a tam nie będzie już taryfy ulgowej.
10. GTA V (2013/PS3/Rockstar). Nigdy nie byłem fanem GTA. Tzn. już od małego lubiłem sobie odpalić jedynkę czy dwójkę, a to żeby troszkę porozjeżdżać przechodniów, a to poszaleć z jakąś bronią w kill frenzy, ot bezmózga papka. Niemal każda próba przejścia jakiejkolwiek części gry kończyła się fiaskiem, bo albo zdążyła mnie mocno znużyć, albo trafiałem na jakieś idiotyczne misje ze zdalnie sterowanymi pojazdami na czele (z resztą do dziś jedyne GTA które ukończyłem, to właśnie GTA5, a grałem chyba we wszystkie części, łącznie z tymi na PSP). Dlatego kiedy w 2013 roku miała wyjść piąta odsłona GTA podchodziłem do niej z bardzo dużym dystansem, ba, pierwotnie miałem jej nawet nie kupować na premierę. Hype jednak zrobił swoje i już w dzień premiery poleciałem do lokalnego sklepu z grami po swoją kopie, wymieniając za nią bezużyteczny wówczas komplet kontrolerów PS Move (plus pewnie jeszcze coś dopłacałem). Szybko okazało się, że wymiana się opłaciła. Trzy grywalne postacie, każda z wyraźnie nakreśloną osobowością, każda charyzmatyczna i każda zupełnie inna. Pierwsza misja od razu wrzuca banana na jape – jako murzyn musimy włamać się bogatemu gangsterowi na chatę i ukraść furę, a później jest jeszcze lepiej. Piąte GTA to niesamowicie ogromna gra, która nie nudzi ani przez chwilę, wszystko za sprawą genialnie zaprojektowanych misji, rewelacyjnego humoru no i oczywiście możliwością przełączania się między bohaterami w dowolnym momencie.
#ndl
1. Xenoblade Chronicles (WII) – bo wszystko z przedrostkiem Xeno to sztos, Xenogears, Xenoblade, Xenosaga, Xena XD. Filozoficzne nawiązania, genialnie skonstruowany świat budowany na dualistycznym podejściu do ontologii, który powolutku przerzuca nas w świat monad Leibniza. Coś pięknego i jestem w szoku, że można tyle upchać w giereczkach dla dzieci. Wspaniała muzyka, kozackie postacie, ogromne tereny do eksploracji, naprawdę nieraz czułem, że jestem małą zagubioną mróweczką w tym świecie i lecę z motyką na słońce. Potężne twisty fabularne i ta końcówka, chapeau bas Monolith! Dla mnie to ulubiona gra dekady na równi z drugą częścią oczywiście, ale to już temat na inną okazję. Must play i największy oraz najlepszy dla mnie JRPG na konsole Nintendo, który pozamiatał mną podłogę. Nie macie Wii? To warto poczekać na zapowiedziany rimejk, który ma się pojawić na najnowszej hybrydzie od ekipy z Kioto.
2. Legend of Zelda: Breath of the Wild (SWITCH) – bo to piaskownica idealna, w pięknej stylistyce, z świetnym pomysłem na dungeony i wrzucenie ich w ten wielki świat. I chociaż mam ponad 100 h i nie wyłapałem wszystkich kuri kuri xD to i tak to jedna obok Wind Wakera i Twilight Princess z najlepszych i klimatycznych Zeld w historii. Dupa ZELDY KOZACZEK, LINK przebrany za babę troche cringe, ale takie jest życie wielkich gier.
3. Nier: Automata (PS4) – bo fapałem do TUBI tak mocno, że mi jądra spuchły. A tak poważnie, w większości przez te same smaczki co w przypadku Xenoblade, jestem uczulony na filozofię, teologię i te sprawy, a ta gierka dostarczyła mi ich mnóstwo. Genialny ost, twisty na końcówce, meta poziom narracji . Kocham giereczkę.
4. Deadly Premonition (PS 3) – największy sztos poprzedniej generacji wraz z Resonance of Fate i Vanquish, SWERY co ty mi zaimponowałeś typie, zrobić kupo gierkę w gameplayu i wizualną porażkę, ale stworzyć przy tym taki klimat i świat, że ciężko oderwać się od konsoli. Coś pięknęgo, ahhhhhh i ta kawa o poranku!!!!!!!
5. Pandora’s Tower (WII) – bo to jedyna gra, w której karmiłem swoją ukochaną padliną. Castlevaniowa mechanika i system, wspaniała muzyka i kilka zakończeń, co ciekawe wszystkie udało mi się wbić, niesamowity tytuł i klękałbym do miecza twórców jak pojebany.
6. Super Mario: Odyssey (SWITCH) – nie chciałem dawać galaktycznego, bo jeszcze drugiej części nie ograłem, ale dla mnie i tak odyseja to coś niesamowitego, skakanka to mi się śniła po nocach, poziom z dinozaurem i nowy jork to coś pięknego, grind księżyców tylko ten zrozumie kto zagrał. Jump up in the air bejbe!
7. Vanquish – bo to przypominająca o perfect arcade młócka, w której wjeżdżałem na wślizgu, przeskakiwałem przez barierkę w międzyczasie niszcząc w te kilka sekund chmarę przeciwników i równocześnie odpalając fajkę. Rozwałka na ekstrawaganckim wręcz poziomie i jedna z najtrudniejszych ponoć platyn tamtej generacji, ale tego nie wiem bo nie wbijam platek XD.
8. Bayonetta 2 (WII U) – bo to wskrzeszenie wydawałoby się martwego już gatunku slasherów, piękniutka wiedźma i gnaty na długich nogach? Jasne, Kamiya odpindolił kawał dobrej roboty i mimo, że nie jest to najlepszy slasher w historii to ma niesamowity klimat, bekowe dialogi, pojebaną dynamikę i fajny motyw z unikami, chociaż mechanicznie brakuje jej do serii DMC, nadrabia resztą.
9. Bloodborne (PS4) – nie lubię dark soulsów, te chodzenie tymi pyerdolonymi rycerzykami i o jak fajnie pobiłem bossa, a potem okazuje się, że ktoś tam potrzebował pomocy od pierdyliarda graczy online. Jednak Bloodborne siadł konkretnie, gotycki klimat, ZAJEBISTE LOKACJE, muzyka, bossowie, boże takie gierki to FROM może tworzyć jak poyebane. Nienawidzę Soulsów, kocham Bloodborne, to chyba wystarczy.
10. The Last Guardian (PS4) – topka bez stóp Uedy to nie topka, a że tak mną pozamiatała historia Trico, że nazwałem jednego z pojebanych kotów, które utrzymuje tak samo to już o czymś świadczy. Irytujący gameplay, bekowe bugi, ale ten feeling współpracy i fochów Trico i końcóweczka to jeden wielki . SZTOS.
Nie wrzuciłem nic z handheldów, bo niestety nie miałem przyjemności póki co w nic z tej dekady na nich ograć chyba. Nie dublowałem też serii, mimo że chciałem wrzucić XENO 2 albo mariana jeszcze, no to by było na tyle.
Komentarze